Wiele osób jest niezadowolonych ze swojej sylwetki. Część tak po prostu uważa, że ma za dużo tłuszczu, część jest faktycznie otyła i zagraża to ich zdrowiu teraz lub będzie zagrażać w przyszłości. Wszystkich ich łączy jedna myśl – odchudzanie. To temat, wokół którego narosły dziesiątki mitów, a szamanów z „szybkimi trickami” przybywa każdego dnia. Zanim przejdziemy do podstaw odchudzania, postawmy sprawę jasno – żadna tabletka, spalacz, wyciąg z ziół, maść ani masaż nie sprawią, że schudniecie. To niemożliwe, przeczące prawom fizyki. No chyba, że powoduje on przeczyszczenie organizmu, ale to już inna kwestia, której nie warto się w praktyce dotykać. Jej efektem mogą być poważne zaburzenia odżywiania.
Odchudzanie – od czego zacząć
Odchudzanie jest procesem. To bardzo ważne, aby mieć tego świadomość i nie wymagać od swojego ciała wielkich wyników w kilka dni. Spadek, tracenie tkanki tłuszczowej jest w pełni naturalnym, biologicznym, fizycznym, chemicznym, naukowym procesem. Nie czarną magią. Zachodzi wtedy, kiedy organizm otrzymuje mniej energii, niż potrzebuje, niż wynosi jego „zero kaloryczne”. Wówczas zaczyna czerpać energię ze zgromadzonego w naszym organizmie tłuszczu.
Najlepszą i najskuteczniejszą strategią odchudzania jest liczenie kalorii. Miejcie się jednak na baczności i nie popadajcie w skrajności! Ortoreksja czy kompulsywne objadanie nie jest tak daleko, jak może Wam się wydawać.
Zaczynamy od wyliczenia mniej więcej naszego zera kalorycznego za pomocą wzorów dostępnych w internecie lub kalkulatorów, również do znalezienia tamże. Najlepiej jest wyciągnąć średnią z kilku wartości. Od naszego zera „ucinamy” ok. 200-300 kcal (chyba że mamy dużo tłuszczu – wówczas możemy sobie pozwolić na większą obcinkę) i zaczynamy jeść taką ilość, jaką sobie zaplanowaliśmy. Kalorie liczymy dzięki opakowaniom, aplikacjom (np. Fitatu) i stronom internetowym (np. ilewazy.pl). Nasze zero kaloryczne nie będzie jednak wyliczone idealnie, więc i obniżka idealna nie będzie, dlatego należy obserwować lustro, pomiary ciała i zmiany w ubraniach (np. jak nam się wchodzi w spodnie), aby dostosowywać do tego zmiany. Waga jest mało precyzyjnym wskaźnikiem, można z niej korzystać, ale nie powinna być priorytetem.
Warto jeszcze rozwiać pytania na temat „wolnego metabolizmu” i „trudności w odchudzaniu przez to że jestem endomorfikiem”. Szanowni Czytelnicy – różnice w metabolizmie między dwoma osobami mogą wynosić mniej więcej tyle, ile kalorii ma banan. Czyli… ok. 100. Tyle więcej może zjeść osoba z „szybszym metabolizmem”. Wszystko rozchodzi się o NEAT, czyli spontaniczną aktywność. To ile wykonacie kroków (ale „dobijanie” kroków na siłę jest już cardio), każdy Wasz gest, ruch warunkuje pulę kalorii potrzebną do utrzymania wagi, więc i do schudnięcia czy przytycia. Jako bonus dodamy, że do schudnięcia niepotrzebny jest sport – ale jest przydatny.
Pamiętajcie, aby stawiać na posiłki zbilansowane, pełne zdrowego białka, węglowodanów i tłuszczy, witamin oraz minerałów, ale nie bądźcie niewolnikami diety. Liczenie kalorii ma ten plus, że możecie wliczyć batona i spokojnie chudnąć dalej. Byle nie stracić głowy, nie dobijać kalorii na siłę mimo że nie chcecie jeść i nie stawiać jedzenia jako priorytetowego punktu dnia – bo to prosta droga do zaburzeń odżywiania.